Zdjęcie dnia

  • Jacek Grześkowiak

    Jacek Grześkowiak

Newsletter

Cotygodniowa porcja informacji lotniczych

JOOMEXT_TERMS

HOBBY

Pogoda

 


Dołącz do nas !

FB TW google-plus-ikona-2012 YT 

 


W połowie lat trzydziestych XX wieku Włochy rządzone przez Benito Mussoliniego miały nieodpartą chęć wrócić do czasów swojej świetności. Świetności, jaką było Cesarstwo Rzymskie. Miał to nie tylko zapewnić sojusz militarno-polityczny z Niemcami, ale także odpowiednie rozwijanie własnej gospodarki i przemysłu. W tym ostatnim nie zabrakło także miejsca dla lotnictwa. Znalazło ono swojego zwolenników w poglądach głoszonych przez Giulio Doucheta i pracach konstruktorskich Gianni Caproniego. Zainteresowanych lotników również nie brakowało. Do tych najbardziej Italo Balbo.

 

k

Italo Balbo

 

Włoskie lotnictwo wojskowe pod wodzą wspomnianego generała Balbo wniosło również istotny wkład w pokonanie Oceanu Atlantyckiego. Miało to miejsce w 1933 r. Siedemdziesiąt siedem lat temu doszło do niezwykłego lotu. Nad Atlantykiem pojawiły dwa tuziny włoskich samolotów wojskowych. Były to odpowiednio przygotowane i wyposażone dwukadłubowe łodzie latające Savoia-Marchetti S-55X. Trzy lata wcześniej sprawdziły się w locie nad południowym Atlantykiem. Teraz czekał je test w locie nad Atlantykiem Północnym.

 

Każdy taki przelot był kosztowną imprezą. Wymagał przygotowań personelu naziemnego i latającego. Stawał się testem dla samolotów i egzaminował konstruktora. Stanowił także doskonałą okazję do promocji, zarówno ojczyzny konstruktora, a wielokrotnie też pilota. Był najlepszą reklamą samolotu. Dla zapewnienia obsługi meteo Włosi w Irlandii zainstalowali odpowiednio silną radiostację. Ta odbierała meldunki ze statków, które zostały zakotwiczone w najważniejszych ich zdaniem punktach oceanu.

 

Aeroflot_Savoia-Marchetti_S.55P

Savoia-Marchetti S-55X

 

1 lipca 1933 r. dwadzieścia cztery samoloty wystartowały ze swojej włoskiej bazy w Orbetello. Leciały przez Apeniny i Alpy kierując się w stronę Holandii. Po wodowaniu w Amsterdamie następne było wyznaczone już w Londonderry. Tak więc byli już bliżej celu swojego przelotu. W drogę na Islandię startowali z opóźnieniem. Zawiniła pogoda. 2400 km z Reykjaviku do Labradoru pokonali już bez przeszkód. Gdy minęli Nowy Brunszwik polecieli nad Kanadą w stronę Montrealu. Tu złapali drugi oddech. Dokonali również przeglądu technicznego. Tak zabezpieczeni lecąc nad Wielkimi Jeziorami polecieli wprost na targi do Chicago. Następnie znaleźli się w Nowym Jorku. W drogę powrotną wystartowali 22 lipca 1933 r. Pogoda znów przypomniała o sobie. Musieli zrezygnować z lotu nad Północnym Atlantykiem i polecieli na Azory. Wodowali na ich wodach 8 sierpnia 1933 r. Niestety, w czasie startu uszkodzeniu uległa jedna z łodzi latających. W zmniejszonym składzie kontynuowali lot do Lizbony. Ostatecznie swój lot zakończyli w Rzymie 12 sierpnia. Mieli za sobą 43 dni lotu i pokonaną odległość ponad 19 000 km. Mimo pewnych problemów natury technicznej utracili tylko dwa samoloty i wyprawę należy uznać za udaną.

 

James_A_Mollison

James Allan Mollison

 

Niezauważony został przelot szkockiego pilota Jamesa Allana Mollisona. Dał się poznać nieco wcześniej z przeltów do Australii i Afryki. Mollison planował swój lot nad Atlantykiem z zachodu na wschód... i z powrotem. Do swojego lotu zamierzał wykorzystać DH 80 „Puss Moth”. Był to seryjny De Havilland zaopatrzony w dwa zbiorniki paliwa. Jeden mieścił 340 l, a drugi 214 l paliwa. Razem ze zbiornikami skrzydłowymi jego zapas wynosił 736 l. Było to bardzo poważne obciążenie dla nie wzmocnionej konstrukcji. Przygotowania rozpoczął po powrocie do Wielkiej Brytanii z Afryki. Pokonał trasę do Cape Town w 4 dni i 17 h. Do swojej nowej przygody życia wystartował 18 sierpnia 1932 r. ze wschodniego wybrzeża Irlandii. Chciał przelecieć z Dublina do Nowego Jorku i z powrotem. Zamierzał tego dokonać w czasie dwóch i pół dnia. Wiedział czym ryzykuje. Po dobie lotu był już nad Halifaxem w Nowej Szkocji. Mgła zmusiła go do lądowania w kanadyjskim St. John. 20 sierpnia 1932 r. przybył do Nowego Jorku. Niestety na powrót za sterami nie pozwolił mu stan zdrowia. Pozostał jednak pierwszym lotnikiem z Europy, który przyleciał samotnie do Ameryki. W lipcu 1933 r. znów dał znać o sobie. Pojawił się nad Wielką Wodą z małżonką. Odbyli razem lot ze wschodu na zachód dwupłatowym dwusilnikowym De Havilland Dragon. Pani Mollison z domu Anny Johnson należała do nielicznego grona kobiet-pilotek w tamtych pionierskich czasach lotnictwa. Na cztery lata przed wybuchem II wojny światowej o jej mężu znów było głośno. Samolotem Bellanca przeleciał z Nowego Jorku do Londynu w czasie 13 h i 17 minut. Był też tym, który na „Puss Moth” przyjął i zwyciężył z południowym Atlantykiem. Leciał na trasie i tego samego roku to jest 1933 r. znanej z polskiego przelotu Stanisława Skarżyńskiego.

 

748px-Dragon_rapide_g-aeml_flying_arp

De Havilland Dragon

 

W cieniu włoskiego zwycięstwa pozostał lot dwóch Francuzów. Paul Codos i Maurycy Rossi pokonali 9 100 km w przelocie non stop trasę Stany Zjednoczone - Francja. Polecieli śladem zwycięskiego Amerykanina, Lindbergha. W swoim dalszym locie zawędrowali nad Niemcy i Austrię, żeby następnie przelecieć nad Grecją i Morzem Śródziemnym do Iraku. W ostatniej chwili zrezygnowali z lądowania w Bagdadzie. W 1934 r. wrócili nad Atlantyk tym razem startowali w przeciwnym kierunku. Paryż – Nowy Jork, za sprawą uszkodzonego śmigła zmuszeni byli do zrezygnowania z pobicia własnego rekordu lądując w San Francisco.

 

Generał Balbo swoim przelotem przyczynił się bardzo dobrze do promowania swojej ojczyzny. Niestety, wykorzystując łodzie latający nie zapoczątkował rozwoju linii lotniczych w komunikacji samolotowej Europa – Stany Zjednoczone. To stało się udziałem kogo innego. Atlantyk dalej kusił. Pochłonął jeszcze wiele ofiar. Niemniej jednak musiał uznać zwycięstwo nad sobą. Nie był niepokonany.

 

 

Oprac. Konrad Rydołowski

Fot. wikipedia.org