Kiedy wspominany o obronie nieba nad stolicą Polski w pamiętnym wrześniu 1939 r. mamy zwykle na myśli działania „Brygady Pościgowej”. Zapominamy, nie wiedzieć czemu, o udziale lotników w walce w drugiej połowie września.
Generał Juliusz Rómmel (dowódca Armii „Warszawa”) na dowódcę obrony przeciwlotniczej miasta powołał podpułkownika pilota Mateusza Iżyckiego. Wcześniej ten lotnik brał udział w walkach Armii „Łódź”. Iżyckiemu także zostali podporządkowani lotnicy przebywający w syrenim grodzie. Utworzył z nich Zespół Lotniczy Obrony Warszawy. Zespół dysponował sprzętem z odbitych hangarów eskadry Szkolnej i samolotów Aeroklubu Warszawskiego.
Generał Juliusz Rómmel
16 września 1939 r. na pokładzie samolotu Lublin R.XIII do Brześcia nad Bugiem udała się załoga: kapitan pilot Władysław Polesiński i porucznik pilot Ludwik Kózka. Załoga miała pecha. Polesiński zginął a Kózka został ranny. 17 września 1939 r. inny lotnik (kapral pilot Ignacy Radzymiński) rozpoczął loty w najbliższym sąsiedztwie stolicy. Utrzymywał do 24 września 1939 r. kontakt powietrzny z twierdzą Modlin. Latał na RWD-8 przewożąc meldunki, rozkazy, lekarstwa środki opatrunkowe dla generała Wiktora Thommée.
Pilotem Zespołu Lotniczego Obrony Warszawy był także major dyplomowany Eugeniusz Wyrwicki. Kilka razy startując pod ostrzałem atakował Niemców w rejonie Okęcia. Nocą, 22 września 1939 r. odleciał na Węgry. Zabrał ze sobą podpułkownika Iżyckiego. 26 września 1939 r. na ostrzeliwanym Polu Mokotowskim lądował prototyp PZL-46 Sum. Miał za sobą lot z Bukaresztu. Przyleciał nim przedstawiciel Naczelnego Wodza. Major Edmund Galiant przywiózł rozkazy od marszałka Rydza-Śmigłego.
Samoloty Lublin R.XIII
Rozkazy, które w ten sposób dotarły do generała Rómmla nie pozostawiały złudzeń co do prowadzenia dalszej walki zbrojnej. Ale także nakazywały przejście z tą do konspiracji. Dzień później Sum odleciał do Kowna. Przed kapitulacją miasto drogą powietrzną opuściły wszystkie zdolne do latania samoloty i szybowce. Załogi leciały na południe Polski. Szybowce z wiadomych chyba powodów nie doleciały daleko. Lądowały w Grójcu. Załogi własnym sposobem przedostały się do Francji.
Ostatnim dowódcą lotniczym w czasie działań obronnych był porucznik pilot Edmund Piorunkiewicz. Stworzył on z lotników pluton lotniczy. Tak zorganizowani lotniczy weszli w skład Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Polesie”. Jej dowódca generał Franciszek Kleeberg umiejętnie wykorzystał dwa samoloty. RWD-8 i PWS-26 prowadziły rozpoznanie. Wykonywały loty łącznikowe. Zdarzało się nawet latać im bojowo. Ponieważ lotnicy nie mieli bomb, atakowali wroga wiązkami granatów. Z braku paliwa samoloty nie mogły kontynuować nawet nierównej walki. Zostały spalone.
RWD-8
Po zadaniu ciosu w plecy, jakim było uderzenie na Polskę przez Związek Radziecki, personel latający i naziemny ewakuował się i trafił między innymi do Rumuni. Po przekroczeniu granicy nastąpiło bolesne rozczarowanie. Zostali internowani. Ci którzy pozostali w kraju, o ile nie dostali się do niewoli względnie nie zostali rozstrzelani, przeszli do konspiracji.
Bodaj pierwszym oddziałem konspiracyjnym złożonym z ludzi lotnictwa była grupa dowodzona przez podpułkownika Gilewicza i pułkownika Dziamę. Nie dane im było długo wojować z okupantem. Juliusz Gilewicz a następnie Teofil Dziama zostali aresztowani. Trafili do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Będąc za drutami nie przerwali konspiracyjnej działalności. Niemcy jednak pozostawali czujni. Po wykryciu podziemnej obozowej organizacji ci dwaj ponieśli śmierć. Ci, którzy uniknęli obozu ulegli rozproszeniu.
Związek Walki Zbrojnej przekształcony w Armię Krajową nie zapomniał o lotnikach. Pułkownik Stefan Rowecki powierzył podpułkownikowi Bernardowi Adameckiemu misję utworzenia podziemnego sztabu lotniczego. Adamecki wykonał rozkaz.
Stefan Paweł Rowecki ps. Grot
Utworzone już w marcu 1940 r. Szefostwo Lotnictwa Komendy Głównej Armii Krajowej jako najważniejsze zadanie stawiało sobie za cel nawiązanie lotniczej łączności z dowództwem Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Aby przy sprzyjających okolicznościach móc w okupowanym kraju przyjąć samoloty i odebrać zrzuty (amunicja, broń, lekarstwa). Konspiratorzy również zajmowali się rozpoznaniem lotnisk i stacjonujących na nim sił Luftwaffe.
Działający w Komendzie Głównej Armii Krajowej V Oddział w swoich strukturach zawierał komórkę odpowiedzialną za zrzuty powietrzne. W trakcie dokonywanych zmian Szefostwo Lotnictwa przemianowano na Wydział Lotniczy. Jego ludzie zgrupowani w III Oddziale mieli przejąć lotniska od okupanta. Dlatego też szkolili w poszczególnych okręgach Armii Krajowej zaplecze dla oddziałów lotniskowych i baz lotniczych.
Znany ze swojej pracy już przed wojną II Oddział zbierał informacje o Luftwaffe. Te przekazywał do Referatu Informacji Wydziału Lotniczego Komendy Głównej Armii Krajowej. Z niego po odpowiednim przygotowaniu w Referacie Lotniczym Biura Studiów Wojskowych II Oddziału wędrowały drogą radiową do Londynu. Podobną drogą tylko, że przez Biuro Studiów Przemysłowych i Gospodarczych II Oddziału wędrowały dane o nowych rozwiązaniach w dziedzinie techniki lotniczej, między innymi o pracach nad silnikami odrzutowi. Najbardziej znaną akcją tego Biura było przekazanie nad Tamizę materiałów dotyczących „Cudownej Broni” to jest pocisków rakietowych V-1 V-2.
Wydział Przemysłu Lotniczego tworzył w warunkach okupacyjnych nie tylko przygotowywał ludzi dla przejętego (w nie tak dalekiej przyszłości jak uważano) przemysłu lotniczego. Zajmował się również pracą wywiadowczą. Zbierał meldunki z zakładów lotniczych. Skupiał kadrę ludzi mających po wyzwoleniu tworzyć nasz polski rodzimy przemysł lotniczy. Nieco wcześniej wspomniany Wydział Zrzutów Powietrznych „Syrena” był na swój sposób bliski w swojej pracy Kierownictwu Dywersji Komendy Głównej Armii Krajowej. Osławiony „Kedyw” prowadził szkolenie spadochronowe. Było one domeną Oddziału Dywersyjnego „Parasol”.
Odznaka Batalionu Parasol
Lotnicy Polski Podziemnej służący w Armii Krajowej działali również jako modelarze. Bynajmniej nie ograniczali się do robienia modeli balonów, szybowców i samolotów. Wykonywali także prace pomocnicze. Z nich korzystano w Biurze Studiów Przemysłowo-Gospodarczych.
1 sierpnia 1944 roku z chwilą wybuchu Powstania Warszawskiego będący w Podziemiu lotnicy stanęli do walki. Plany Komendy Głównej Lotnictwa opanowania lotnisk w stolicy nie udały się. Hitlerowcy dali gospodarowali na Bielanach i Okęciu. Zamiar wykorzystania ich dla przyjęcia samolotów brytyjskich okazał się nie do zrealizowania. Lotnicy z Bazy Lotniczej po walkach o Okęcie wycofali się do Puszczy Kampinoskiej. Ci, którzy zostali wspierali Powstańców w czasie walk w Śródmieściu. Mając na wyposażeniu silną radiostację Komenda Główna Lotnictwa oddawała nieocenione usługi Komendzie Głównej Armii Krajowej. Dzięki niej Londyn uzyskiwał bezpośrednią relację z walk w Warszawie. Po upadku Starego Miasta rozkazem generała Komorowskiego powstańcy-lotnicy prowadząc łączność z dowództwem w Londynie uzgadniali warunki pomocy lotniczej dla Warszawy. Organizowali miejsce przyjęcia zrzutów w niezajętej jeszcze przez okupanta części Śródmieścia. Tworzyli punkty obserwacyjne wykrywające stanowiska ogniowe nieprzyjacielskiej artylerii burzącej miasta i naprowadzające bombowce Luftwaffe na polskie pozycje.
Pomoc ze strony aliantów w formie zrzutów w minimalnym stopniu okazała się skuteczna dla walczących powstańców. Tak samo należy ocenić wysiłki polskiej eskadry startującej z Włoch. Dotyczy to również zaangażowania lotników brytyjskich i południowo – afrykańskich. Nie można zapomnieć o geście ze strony Amerykanów. Blisko 70% tego co zrzucili z dużej wysokości nie trafiło do obrońców. Dostało się w ręce wroga. Rzecz jasna była pomoc ze strony Rosjan. Tylko, że ta w przeciwieństwie do amerykańskiej prowadzona na niskiej wysokości bez użycia spadochronów nie mogła nic zmienić. Zmienić w toczącym się nierównym boju. Było w tej pomocy więcej polityki niż realnego zaangażowania dla sojusznika. Kapitulacja miasta – upadek Powstania Warszawskiego zamyka działalność Lotników Polski Podziemnej.
Tekst: Konrad Rydołowski
Fot. wikipedia.org